Zbliża się premiera pierwszego oblackiego utworu hip-hopowego. Stworzony przez oblatów i o oblatach.
Rozmowa z twórcą i wykonawcą – o. Dawidem Grabowskim OMI, socjuszem mistrza nowicjatu na Świętym Krzyżu
Paweł Gomulak OMI: Dlaczego rap cieszy się taką popularnością? Co Ciebie inspiruje w tym rodzaju muzyki? W czym tkwi recepta dobrego rapu?
Dawid Grabowski OMI: Dlaczego rap? Ponieważ nigdy nie lubiłem lukrowanych i kiepsko oddających rzeczywistość utworów muzycznych. W rapie odnalazłem to, co jest autentyczne – jak naprawdę wygląda życie – nie jest usłane różami, ale jest jak róża: jest dużo kolców, tych trudnych doświadczeń, ale są także kolorowe płatki. W sumie rap jest muzyką ulicy i miasta. Ja się w mieście wychowałem, więc jakoś mi to wszystko odpowiadało i też żyłem w bloku. W rapie odnajdywałem siebie.
Ulubiony artysta? Ulubiony cytat?
Ulubiony artysta to Lukasyno – raper z Białegostoku, którego słucham już od wielu lat. Ulubiony cytat? Dużo by wymieniać. Przypomina mi się fragment z jednego z utworów Peji, w sumie z pierwszej płyty hip-hopowej, którą miałem – to była płyta „Na legalu?”: „Jakie życie, taki rap, w nim zawarte jest wszystko”. W sumie ten cytat stał się poniekąd symbolem hip-hopu.
Wcześniej pracowałeś jako wikariusz w naszej gorzowskiej parafii. Byłeś katechetą. Czy kultura rapu pomagała Ci jakoś w kontakcie z młodzieżą?
W kontakcie właściwie tak. Szczególnie w takich spotkaniach jednorazowych, bardziej może podczas ewangelizacji na Woodstocku. Rap jest dobrą pomocą, żeby spotkać się z człowiekiem, jakoś przełamać bariery. To tak. Jednego roku podczas ewangelizacji na Przystanku Jezus, kiedy chodziliśmy z kilkoma osobami, mieliśmy karton z napisem: „Porapuj z księdzem”, w nawiasie „klerykiem”, bo nie byłem jeszcze wtedy kapłanem. Dużo osób podchodziło, zagadywało – akurat wtedy mieliśmy zespół hip-hopowy w Obrze – mieliśmy trochę muzyki, trochę tekstów, także było czym się podzielić, żeby te lody przełamać.
Sam rapujesz. W czym pomaga Tobie rap? Na przykład niektórzy gwiżdżą podczas golenia – czy Ty rapujesz?
Bardziej rapuję przy różnych codziennych czynnościach, chociaż jest to bardziej słuchanie muzyki. W czym mi pomaga? Przede wszystkim w szkole średniej pomagał mi odnaleźć się w rzeczywistości i wiele różnych rzeczy przemyśleć, bo tam jest pewna życiowa mądrość, ludzie się tym dzielą. Niekiedy także wylewają swoje żale, ale bardziej cenię wartościowe przemyślenia. Hip-hop po części pomógł mi odnaleźć Boga. Szczególnie dawno, dawno temu, w szkole średniej.
Kiedy brakowało mi wskazówek życiowych, szczególnie ze strony bliskich, to odnajdywałem je właśnie w muzyce. Chociaż słuchając jej, musiałem też filtrować wiele treści. Nie przyjmowałem bezkrytycznie wszystkiego, co było i nie słuchałem też wszystkich utworów i wszystkich wykonawców, do których miałem dostęp. Wybierałem to, co najbardziej wartościowe i cenne. Dzisiaj, kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, widzę jak wiele treści hip-hopowych odnosi się do Ewangelii. Co prawda, chodzi o niektórych wykonawców, ale jest to widoczne.
Zbliża się premiera Twojego singlowego utworu. Jak zrodził się pomysł nagrania rapu jako ksiądz, zakonnik? O czym jest ten utwór?
W szkole średniej dość dużo siedziałem przy hip-hopie. Wtedy tworzyłem swoją muzykę i pisałem swoje teksty, choć beaty robiłem na bardzo amatorskich programach, najbardziej prostych. Teraz tworzę rap od czasu do czasu, ale stwierdziłem, że warto by było coś kontynuować i coś zrobić. Od jakiegoś czasu myślałem, żeby nagrać utwór o życiu zakonnym, o kapłaństwie. Tak z naszej strony, typowo oblackiej. Bo skoro życie jest przekazywane w rapie, to chcę dzielić się tym, czym żyję każdego dnia. Dlatego utwór nosi tytuł „Która droga”, bo życie zakonne i kapłaństwo to pewien styl życia. Człowiek podejmuje to wyzwanie po wcześniejszym rozeznaniu.
Też myślałem, żeby zadziałać powołaniowo, bo jestem także referentem powołaniowym [oblat w konkretnej wspólnocie, który ściślej współpracuje z Prowincjalnym Duszpasterzem Powołań – przyp. red.]. Stwierdziłem, że może w ten sposób coś zrobię. Widzę, jak to wszystko powstawało, że dzieło jest z Bożego Ducha.
Dlaczego warto kliknąć w utwór i go odsłuchać?
Z tego, co zauważyłem, to nie powstał żaden utwór hip-hopowy promujący jakieś zgromadzenie zakonne w Polsce. Z tego, co widziałem, to jest nowość. Są utwory nagrywane przez księży, jest ks. Kuba Bartczak, który jest ikoną, jeśli chodzi o tę kwestię. Ma różne utwory i o kapłaństwie i o powołaniu, ale bardziej takie ogólne. Mój utwór jest o oblatach, napisany i tworzony przez oblatów. To jest przez nas – o nas. Oczywiście pomagali nam w tym także świeccy.
Pomysł zrodził się mniej więcej w wielkim poście i wtedy zadzwoniłem do naszego powołaniowca – o. Jana Wlazłego, który jak najbardziej przystał na to, żebyśmy coś takiego zrobili. Sam tekst napisałem w niedzielę Zmartwychwstania, czyli 4 kwietnia. Kiedy szukałem muzyki, to wśród wielu różnych propozycji – dziesiątek czy setek – znalazłem tak naprawdę jeden beat, który mi podpasował. Tylko jeden. Jego twórcą jest artysta o pseudonimie Setobo.
Tutaj ze wspólnoty współpracowałem szczególnie z o. Michałem Tomczakiem, który pomógł mi bardzo wiele i dzięki niemu też ten utwór powstał. Także dzięki jego znajomemu, Krzyśkowi Buratyńskiemu, który robił mix i mastering. Ojciec Jan Wlazły także dużo nam pomógł, bo zna Cypriana, który zrobił teledysk. Dużo innych osób służyło nam dobrą radą.
Czy planujesz kontynuację kariery muzycznej?
Jestem otwarty. Jeszcze nie wiem, jakie plany ma sam Bóg.
PREMIERA
NIEDZIELA 12 września
(źródło: www.oblaci.pl)