Joseph Boissel urodził się 20 grudnia 1909 r. Pochodził z bardzo małej wioski niedaleko Pontmain w Bretanii. Był człowiekiem niezwykle silnym i wytrzymałym, co wywoływało podziw u ludności Laosu. Formację zakonną rozpoczął w oblackim junioracie. Nowicjat odbył w Île de Berder, gdzie mistrz nowicjuszy napisał o nim: podmiot bardzo zwykły, mało inteligentny. Studia filozoficzne odbył w scholastykacie w Liège w Belgii, a teologiczne w La Brosse-Montceaux we Francji. Śluby wieczyste złożył 29 września 1935 r. w Montereau. Święcenia kapłańskie przyjął 4 lipca 1937 r., a 26 maja 1938 r. został wysłany do Laosu. Był pionierem misji w północnej części tego kraju, w szczególności pośród plemienia Hmong. Pod koniec II wojny światowej został uwięziony w Wietnamie. Następnie w 1946 r. powrócił do Laosu, gdzie wiódł bardzo ubogie życie, mężnie i zaradnie stawiając czoła wszelkim misjonarskim trudom i niedogodnościom. Zajmował się formacją katechumenów i neofitów. W listopadzie 1957 r. oddał swoją wioskę i sektor w ręce o. Louisa Loroy OMI. Następnie prowadził misje w nowych miejscach. Cechowała go duża wrażliwość na ludzką biedę i cierpienie. Został zapamiętany jako człowiek o wielkim i silnym misjonarskim sercu, które było wyczulone na najuboższych. Został zastrzelony przez rebeliantów w czasie podróży do jednej z wiosek niedaleko Paksane 5 lipca 1969 r.
Na jego pogrzebie wikariusz apostolski powiedział:
Ojcze Boissel, zostajesz pośród nas. Ta gwałtowna śmierć zachwyca, śmierć wstrząsająca, w pełnej apostolskiej misji, śmierć, z jaką Joseph igrał wiele razy, piękna śmierć misjonarza. Ale również całe jego życie zachwyca: życie apostoła o gorejącym sercu, życie ofiarowane, życie spożyte Bożego człowieka, który niczego więcej nie pragnął aniżeli głosić Jezusa Chrystusa najuboższym.
Biskup Savannakhet, Jean Sommeng Vorachak, powiedział z kolei:
Według mnie, wystarczy powiedzieć, że oddali oni swoje życie jeden raz na zawsze, za dobrych i złych, gotowi stawić czoła nieważne jakim przeciwnościom. O. Dubroux, o. Boissel, o. Tiên i wszyscy pozostali… Wszyscy umarli dla sprawy Kościoła i religii. Czy Kościół ich kanonizuje, czy nie, czy rozpozna ich jako świętych, to w sumie mało znaczy. Wszyscy ci księża i katechiści umarli z powodu wiary, a zatem ja wierzę i jestem tego pewien, że oni są w niebie.