Vincent L’Hénoret urodził się w bardzo licznej rodzinie (14 dzieci) 12 marca 1921 r. w Pont l’Abbé, w niezwykle bogatym w powołania misyjne regionie Francji. Uczył się w szkole katolickiej, a następnie w oblackim junioracie w Pontmain od 1933 do 1940 r. W tym samym miejscu w czasie wojny odbył nowicjat. Został opisany jako dobry, oddany i pobożny nowicjusz. Studia filozoficzne i teologiczne odbył w La Brosse-Montceaux w Île-de-France. Tutaj 24 lipca 1944 r. był świadkiem niemieckiej egzekucji pięciu oblatów z jego wspólnoty. 12 marca 1945 r. składa śluby wieczyste, z kolei 7 lipca 1946 r. przyjmuje święcenia kapłańskie. Z powodu braku zdolności językowych poprosił przełożonych o skierowanie na misje zagraniczne do kraju, w którym używa się języka francuskiego. Pierwotnie został skierowany do Kamerunu, jednak na krótko przed wyjazdem przełożeni wysłali go ostatecznie do Laosu. Najpierw trafił do sektora Paksane na brzegu rzeki Mekong, gdzie uczył się języka i obyczajów. Został zapamiętany jako troskliwy i gorliwy kapłan, który potrafił jechać konno i modlić się jednocześnie brewiarzem. Poświęcał się bez reszty sprawie ubogich. Tylko jeden raz, dokładnie w 1956 r., wziął kilkumiesięczny „urlop” i pojechał do rodzinnej Francji. Mimo zaognionej sytuacji i grożących niebezpieczeństw pozostał wiernie na wyznaczonym mu miejscu apostolatu, zgodnie z wytycznymi Stolicy Apostolskiej. Został zamordowany przez partyzantów 11 maja 1961 r., kiedy jechał rowerem na celebrowanie uroczystości Wniebowstąpienia. Motywem zabójstwa była niewątpliwie nienawiść do wiary katolickiej.
Wszystkie czyny naszego codziennego życia, czymkolwiek są, jeśli są oddane dla miłości Boga i wypełnienia powierzonego nam zadania, mogą stać się źródłem nadprzyrodzonego życia, które będzie miało skutek nawet w wieczności. Ach! Jeśli ludzie poznaliby, jak rozumieć tę naukę Chrystusa, nie tylko piekło nie miałoby powodu do istnienia, ale również nawet czyściec mógłby zostać zniesiony. Cokolwiek wydarzy mi się w tym kraju, do którego zmierzam, proszę Was o dwie rzeczy: pierwsza, abyście zawsze się za mnie modlili, i druga, żebyście nade mną nie płakali. Jestem przekonany, że wszystko będzie dobrze, i wyjeżdżam pełen pewności; co więcej, dla zbawienia dusz Chrystus oddaje swoje życie; dlaczego ma to być zaskakujące, jeśli Bóg prosi o to samo jednego czy drugiego z nas? Co bardziej pewne, to że raczej będzie nas prosił o oddawanie swego życia pomału, kropla po kropli, w codziennym poświęceniu się obowiązkom naszego stanu życia… Mamy zawsze pociechę z możliwości złączenia naszych małych codziennych ofiar z wielką ofiarą Krzyża. Bóg jest z nami przez cały dzień; czego powinniśmy się obawiać?
List Błogosławionego Vincenta L’Hénoreta do rodziców z 28 września 1947 r.